Moja mama zamarzyła sobie, aby w Plajnach ożywić tradycję, jaką pamięta z dziecięcych lat.
Mój dziadek Bronek miał sad…a w nim śliwki…każdego roku pod koniec lata na polu przygotowywane było palenisko…a na nim w wielkim miedzianym kotle (bo z miedzianego najlepsze)
cała rodzina godzinami smażyła powidła… a potem świeże pieczywo… słodki śliwkowy zapach w powietrzu… i niebo na podniebieniu…
… po wielu dniach poszukiwań odnaleźliśmy taki kocioł…80 litrowy, miedziany…ponoć 120 letni pochodzący ze starej cukierni w Norwegii …
…a na zdjęciu moja mama Zofia z naszymi niezastąpionymi dziewczynami Jolą i Wiolą… usmażyliśmy powidła z 250 kg śliwek… będzie na śniadania na cały rok…
…to była „wersja beta”… a już za rok zapraszamy też Was na nasze małe plajnieńskie „święto śliwki”…wpadacie?